19
grudnia

Fantasmagieria - Podcast 304 - “Luz gietea sześć”

Fantasmagieria 304

Wybaczcie zakatarzony głos. Niestety choróbsko mnie wzięło i mając do wyboru nagrywanie z zatkanym nosem lub nienagrywanie w ogóle, wybrałem to pierwsze i liczę na waszą wyrozumiałość.

Czasu mieliśmy niewiele, ale udało nam się m.in. przedstawić kolejny epizod cyklu Raport ze zbiórki, porozmawiać o grach wyścigowych na nową i starą generację, skomentować sytuację geopolityczną Steama, opisać konstrukcję popularnych dołów kloacznych, czy podzielić się wrażeniami z symulatora bezwzględnego myśliwego i więcej!

Na koniec poradnik zakupowy na święta:

Książki: “Upadek gigantów“ - Kena Folletta
Czasopisma: Coś na progu #10, Secret Service 98, Gamer
Filmy: Atari: Game Over, Strefa zrzutu, Pasażer 57.
Gry planszowe: Wojna narodów, Mage Knight, Ora et Labora, Agricola

W rozmowie udział wzięli Cooldan, Jules i Dahman. Zapraszam do słuchania, komentowania i polecania znajomym! Nie zapomnijcie też o wypełnieniu ankiety!

Ściągnij trzysta czwarty odcinek podcastu

 
 Fantasmagieria - Podcast 304 [72:00m]: Play Now | Play in Popup

Autor: Dahman
Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , ,

11 Koment. do “Fantasmagieria - Podcast 304 - “Luz gietea sześć””

  1. Fredi napisał(a):

    Mam podobne oczekiwania od gazety o grach do Julesa, SS właśnie widziałem jako szansę. Poziom tekstów i dobór tematów był wątpliwy w pierwszym numerze, ale dawało to jakąś nadzieję. Drugi numer tylko przejrzałem, ale odniosłem wrażenie że jest duża poprawa. Zmiana nazwy ma dla mnie marginalne znaczenie, całą tą “aferę” mam głęboko. Najwięcej gadają ci co nie czytają. Ja na razie podchodzę optymistycznie i będę kupował.

    Gamer u mnie odpada na dzień dobry. Nie będę czytał grubych rzeczy na ekranie. Albo się wydrukują, albo zrobią ebooka na kindle, wtedy dam im szansę. Tylko że i tak słabo to widzę, przy tych objętościach, i zakładając że nie skupiono tam geniuszy z całego kontynentu, prawdopodobieństwo że nie ma tam wodolejstwa i grafomaństwa jest dość małe. Jak ktoś się w pisaniu i redagowaniu nie umie ograniczyć to jest największe możliwe ostrzeżenie, szkoda czasu na szkolne ziny.

    Regularnie czytam polecane przez was książki, choć chyba nic jeszcze od Julesa. Na pewno wezmę na warsztat te i poprzednie książki Folletta, pamiętam też o Wyspie i Wieżowcu Ballarda.
    Przeczytałem za to Cienioryt i jest to bardzo słabe czytadełko, strata czasu. Smutne że taka książka wygrywa jakieś nagrody. Znaczy że rok był bardzo słaby, albo grono głosujące zeszło na psy (na konwentach to chyba teraz podrosła gimbaza przeważa).

    Trochę słaby taki podcast, w którym prowadzący gromi kolegów, bo musi po dziecko do przedszkola lecieć. A gdzie jest żona się pytam! ;)

    Jak “Strefa zrzutu” i “Pasażer 57″ to może i “Klątwa doliny węży”? Może też “Legenda o złotej perle”, pierwszy film na VHS który kupił mój ojciec razem z magnetowidem. Taki Indiana Jones w koprodukcji Hong Kong / RFN. Podobało mi się, a nie byłem już młody, bo miałem lat ponad dziesięć, i to tak ze dwa ponad dziesięć.

    Dahman, rób notatki z drugiej połowy Lodu, ja po latach już kompletnie nic nie pamiętam co się tam wydarzyło, jak bohater zaczął podróżować gdzieś po tajgach i pustkowiach :)

  2. Dahman napisał(a):

    Osobiście nie zgadzam się z twierdzeniem, że ‘Cienioryt’ jest słabym czytadełkiem. Docenił ją nawet Dukaj. Pierwsza połowa książki jest rewelacyjna, i zgodzę się jedynie, że ten poziom spada w drugiej części, kiedy zmienia się perspektywa i narracja. Niemniej Krzysztofa Piskorskiego styl bardzo mi się podoba. Jeśli ktoś nie zraził się tak jak Fredi, to polecam “Zadrę” - fantastyka w klimatach napoleońskich tym razem. Są dwa tomy choć niestety przydałby się trzeci, aby wątki nie zostały tak brutalnie podwiązane.

    Dzięki za filmową rekomendację, tą Klątwą mnie zainteresowałeś. Do podróży sentymentalnej-filmowej dorzucam “Belfra”, “Miłość szmaragd i krokodyl” oraz “Płonący wieżowiec”.

  3. varvocel napisał(a):

    “Osobiście nie zgadzam się z twierdzeniem, że ‘Cienioryt’ jest słabym czytadełkiem. Docenił ją nawet Dukaj”.
    To dobrze, czy źle?

  4. Dahman napisał(a):

    Dukaj jest wybitnym polskim pisarzem i choć nie wszystko co napisał mi się podobało, to z jego ust pochwała czyjeś prozy to niewątpliwy komplement.

  5. Fredi napisał(a):

    No ok, Cienioryt jest napisany dosyć sprawnie, ma jakiś tam pomysł na świat, jest w nim “cień” oryginalności. Ale to wszystko. Reszta to “zabili go i uciekł” bez większej wartości, coś jak kino klasy B. Postaci dość grubo ciosane, trochę jak wyjęte z jakiejś gry, a nie literatury.

    Z poleceniami Dukaja mam ten problem, że lubię czytać jego recenzje, ale gdy potem sięgam po to co się jemu podoba, to jest to zazwyczaj dużo gorsze od samej recenzji. Bo z jednej strony poleca niezjadliwego dla mnie Grega Egana, a z drugiej zdarza mu się przeceniać polskich pisarzy, tak jakby na siłę szukał u nich pozytywów (może dlatego, że to koledzy?). Nie ufam mu, ale jego samego czytam chętnie.

  6. RandallFlagg napisał(a):

    Zastanawiam się, czy z Julesem przypadkiem nie czytaliśmy dwóch różnych autorów, którzy przypadkiem nazywają się Ken Follett i przypadkiem popełnili trzy (jak mniemam, bo zdzierżyłem dotąd 2 z 3, co i tak uważam o 2 za dużo) gnioty tworzące trylogię “Stulecie”.

    Kena Folletta szanuję tylko i wyłącznie za “Filary Ziemi”, książkę, która prawdopodobnie zainspirowała w jakimś stopniu G.R.R. Martina. Chyba nie ma nigdzie potwierdzenia tego faktu, ale cykl “Pieśń Lodu i Ognia” z “Filarami…” łączy tak wiele, że fani nie mogli przejść obojętnie, bez snucia pewnych teorii na ów temat. “Filary Ziemi” mają poczesne miejsce na liście moich ulubionych książek i są jedną z niewielu powieści, do których uwielbiam wracać, zarówno w całości, jak i we fragmentach. Wielowątkowa narracja, pełna różnorakich twistów fabularnych, pełnowymiarowi bohaterowie (których, psia nędza, się nie oszczędza), których z równą energią się kocha (tych dobrych), jak i nienawidzi (tych złych). To jest naprawdę kawał solidnej prozy, której żaden bibliofil nie powinien pominąć.

    Dlatego zaskakującym jest, jakim wtórnym, pozbawionym polotu i wielokrotnie po prostu głupim (zarówno w warstwie fabularnej, jak i w kryteriach rozpatrywania pod kątem ściśle obyczajowo-historycznym) gniotem okazał się “Świat bez końca”. Właśnie wtedy zetknąłem się z tym drugim Follettem, cholernym grafomanem niejednokrotnie hołubiącym swoim erotycznym fantazjom, przelewając je po prostu na papier. Historię jest dalekim podzwonnym tego, co było w pierwszym tomie, a na pierwszy plan wysuwają się telenowelowe wątki - a to dziewucha pragnie rozkochać w sobie parobka, a to autor trzyma czytelnika w nieustannym napięciu, bo ów zagryza kłykcie nie wiedząc, czy w końcu mości hrabia dowie się, że spłodził bękarta, a to pannica rzuca dom rodzinny i rusza w tango z quasi-hippisowską komuną (niezły “foreshadowing”, zważywszy na to, że mamy rok 1300-któryś, gdzie babom, jak się niepytane odezwały, to się chomąto zakładało ;-)). Dla mnie, zachwyconego “Filarami…” czytelnika, zetknięcie z “Światem bez końca” było niczym wylanie kubła zimnej wody na łeb.

    Myślałem jednak, że to był przypadek i że nowa trylogia, obejmująca okres obfitujący w tyle wydarzeń, które nastąpiły na świecie w minionym stuleciu okaże się czymś na miarę “Filarów…”, tyle, że na wiele większą skalę. Gówno! Jest dokładnie tak samo, a może nawet gorzej niż w przypadku “Świata bez końca”. Chrystusie, ależ tu mamy papierowych postaci, ależ mnie ich miłostki, problemy i przemyślenia gówno obchodzą! Heh, i jeszcze ten patos bijący z każdej niemal linijki. Politycznie poprawny patos, warto dodać. W drugim tomie “Zimie świata” dostaje się po nosie tak naprawdę Rosjanom (ale też bez zbędnej przesady), wszyscy Niemcy poza faszystami są w sumie cacy, i w ogóle bardziej aktywny ruch oporu mieli w Berlinie, niż gdziekolwiek indziej. Wątki szpiegowskie - skoro już jestem przy drugim tomie - są rozpisane na poziomie komedii “Szpiedzy tacy jak my” (choć mniej zabawne, z tego powodu, że są serio) - klisze w klisze: uosabiający kontrwywiad (choć w sumie to SS było, ale mniejsza, bo dla Folletta to bez różnicy raczej) osobnik, to jest postać karykaturalnie głupia i zła do cna. Ech, nie chce mi się pisać po prostu, żal i tyle.

    Serio, wydaje mi się, że opery mydlane spod szyldu TVN i Polsatu dostarczą Wam większej ilości wrażeń niż rozwleczona nad wszelką przyzwoitość wariacja na temat wydarzeń w Europie w ubiegłym stuleciu, porno-grafomania.

    Okropnie się męczyłem z pierwszą częścią, a kilku miesiącach trochę chyba zapomniałem, jaka to była droga przez mękę i postanowiłem zmęczyć część drugą. Po przeczytaniu czterech “cegieł” stwierdzam, że przypadek to były “Filary Ziemi” - wtedy to przypadkiem udała się Follettowi znakomita powieść z iskrą geniuszu. A potem przeświadczenie chyba o własnej znakomitości sprawiło, że się autorowi zwyczajnie nie chciało a) nakreślać wiarygodnych bohaterów b) wymyślać dobrej fabuły c) przeprowadzać dogłębnego “riserczu”.

    Tak więc Julesie, ja chętnie przeczytam, co tak naprawdę się Tobie podoba w tych innych niż “Filary Ziemi” książkach, bo Twoje pozytywne ich zaopiniowanie wydaje mi się jakimś błędem, który wymusiło ponaglanie Cię przez Dahmana, by kończyć już nagranie, “bo naprawdę nie ma czasu” :)

  7. pavlikowicz napisał(a):

    @RandallFlagg mógłbyś podać przykłady książek które są dla Ciebie bardzo dobre? Dzisiaj skończę “Filary Ziemi”, a “Świat bez końca” dostanę jutro. Twoja opinia jest bardzo surowa porównując ją do recenzji na różnych portalach, które są pozytywne. Niektórym “Świat bez końca” podobał się bardziej.

  8. Dahman napisał(a):

    Fredi, “Klatwa Doliny Wezy” - nieprawdopodobne doświadczenie. Jestem pod wrażeniem, że u schyłku PRLu kręcono filmy i to z taką obsadą, jako odpowiedź na amerykańskie produkcje! Właśnie odkryłem coś nowego w polskim kinie SF :) Wiem, że to jest apogeum kiczu, jak Bollywood, ale chętnie obejrzałbym więcej takich perełek. Nawet wiem co chcę pod choinkę, zestaw DVD “Pojechane w kosmos”.

  9. Jules napisał(a):

    RandallFlagg - dzięki za ciekawy komentarz. Postaram się do niego odnieść szeroko na najbliższym podcaście, takze jak to mawiają amerykanie stay tuned :)

  10. RandallFlagg napisał(a):

    @pavlikowicz: wiesz, akurat ciężko mi się odnieść z przykładami książek “bardzo dobrych” w odniesieniu do post-filarowej ;) twórczości Folleta, bowiem powieści, które najwyżej sobie oceniłem - zerkam na Goodreads.com - to zupełnie inna bajka. Cóż, powiem tylko, że na szczycie tej listy znajdują się dwa westerny, oba w nieco innym tonie, ale obydwie książki uznaję za powieści absolutnie genialne. “Na południe od Brazos” Larry’ego McMurtry’ego (wyśmienita obyczajówka, słodko-gorzka - z akcentem na ‘gorzka’ - ze znakomitymi postaciami, mocno zapadającymi w pamięć), oraz “Mały wieli człowiek” Thomasa Bergera (dużo groteski, na kartach przewijają się legendarne postaci z Dzikiego Zachodu, ale kulminacyjne sceny z Bitwy nad Little Bighorn to jedne z najbardziej przygnębiających mnie doświadczeń, jakie miałem z literaturą”). Dla mnie obie te książki stanowiły powrót do literatury - i w ogóle do gatunku, bo za filmowymi westernami przepadałem za dzieciaka - z okresu dorastania. Z tym, że są to powieści o wiele bardziej dojrzałe, w wielu aspektach bardzo dołujące (choć obie nieźle w niektórych momentach bawią).

    Wracając do “Świata bez końca”, to dla mnie jest tylko marnym recyklingiem wcześniejszych pomysłów. Ba, niektóre wątki fabularne są żywcem przeniesione z “Filarów…”, tyle że zmieniły się postaci, a w ich prowadzeniu zabrakło wcześniejszego wyczucia, poprzedniej finezji. Może niektórym ludziom podoba się, bo dostali, tak-jakby jeszcze raz to samo, ale… Nie wiem, jaka będzie Twoja reakcja, ale dla mnie to naprawdę sprawiało wrażenie powieści pisanej w tym samym uniwersum, ale przez innego autora, wyrobnika, albo po prostu fana :)

    @Jules: Can’t wait! Mam nadzieję, że się wyrobicie jeszcze w tym roku! :)

  11. pavlikowicz napisał(a):

    @RandallFlagg na pewno sprawdzę podane przez Ciebie tytuły, gdyż również lubię westernowe klimaty. Ale puki co muszę skończyć “Świat bez końca”, który mnie naprawdę wciągnął. Mam nadzieję, że poziom utrzyma się do końca, bo przy “Filarach Ziemi” podobała mi się bardziej pierwsza połowa książki.