Kolejna część interesującego dziennika gracza (poprzednia dostępna tutaj). Pamiętajcie, że Piotrek pisze z perspektywy długoletniego gracza pecetowego, który postanowił poszerzyć swoje horyzonty o kolejną platformę elektronicznej rozrywki. Pomijając powody, o których pisał wcześniej, tak na prawdę nie ma znaczenia, że to Xbox 360, jako, że doświadczenia z PlayStation 3 są zgoła podobne. Zapraszamy do lektury i dyskusji! — Dahman
Wracając z moim nowym nabytkiem ze sklepu najpierw zwróciłem uwagę na jego ciężar. Pudełko do lekkich nie należy! Jeśli musicie tłuc się z konsolą przez pół miasta wracając do domu, to w dniu zakupu wybierzcie taksówkę lub podjedźcie do sklepu samochodem. Niezbyt wygodnie się taszczy takie pudełko, a sprzedawcy zazwyczaj nie dysponują odpowiednio dużymi torebkami.
Gdy dotarłem z konsolą do domu, zacząłem przeglądać zawartość pudła i powstrzymując swoje samcze zapędy pt. „prawdziwi faceci nigdy nie czytają instrukcji”, zerknąłem jednak do dokumentacji. Pamiętając o awaryjności tych urządzonek wolałem wszystko podłączyć zgodnie z zaleceniami producenta i nie wściekać się później na własną głupotę. Jeszcze tylko rzut okiem czy wszystko podłączone i na ekranie TV ukazuje się logo X360, w nieco przejaskrawionych kolorach. W zestawie Pro nie ma kabla HDMI, stąd obraz ma charakterystykę nieco inną, niż zwykliście oglądać na monitorach grając na PC. Jeśli nie planujecie zakupu takiego kabla, a jesteście przywiązani do „normalnego” obrazu to nic straconego. Kilka zmian w nasyceniu kolorów, jasności i kontraście telewizora pozwoli wam uzyskać optymalny rezultat.
Ponieważ podłączyłem X360 do internetu, konsola najpierw dokonała aktualizacji systemu i wykonała szybki restart. Następną czynnością, którą trzeba wykonać jest stworzenie swojej karty gracza (gamertag) i konta na Xbox Live. Miałem to szczęście, że stworzyłem sobie takowe jeszcze za czasów pierwszych Gearsów na PC, więc pozostało mi jedynie importowanie profilu. Jeśli jednak nie posiadacie takiego konta, to lepiej je stworzyć poprzez stronę Xbox.com. Wklepywanie danych za pomocą pada jest dość męczącym zajęciem, a samo zakładanie do prostych i szybkich nie należy.
Niestety, próbę importowania powtarzałem chyba z 5 razy. Za każdym razem pokazywał się komunikat o niedostępności ekranu logowania i dane profilu trzeba było wpisywać od nowa. W końcu operacja zakończyła się pomyślnie i system radośnie przeniósł mnie do ekranu tworzenia awatara. Cała otoczka, sympatyczne menu, optymistyczne kolorki, przyjemna muzyczka w tle, wyglądała bardzo „rodzinnie” i nawet mi przeszło przez myśl czy aby nie zakupiłem Wii zakamuflowanego w innej obudowie. Bawiłem się ustawieniami dobre pół godziny, aż w końcu stworzyłem starego pierdziela a la Ian Anderson, którym mam nadzieję (?) stać się za kilka, kilkanaście lat. Tak naprawdę dopiero od tego momentu przechodzimy do czegoś w rodzaju pulpitu konsoli, skąd jeszcze nie raz nie dwa będziemy rozpoczynać naszą zabawę z X360.
Muszę przyznać, że po dłuższym zwiedzaniu całego systemu zrobiła na mnie wrażenie jego przystępność. Wszystko jest poukładane w system kart przewijanych w pionie i w poziomie, ruchy góra dół to kategorie tematyczne, lewo prawo - konkretne pozycje. Do tego świetna sprawa - „magiczny przycisk” Xbox Guide, który oferuje skróty do najistotniejszych funkcji: logowania się i ustawień konta na Xbox Live, zarządzania znajomymi i nawiązywania rozmów oraz ustawień systemowych. Dłuższe przytrzymanie tego przycisku pozwala wyłączyć pada (warto z tego korzystać, np. jeśli odchodzimy od konsoli, ponieważ baterie lub zużywają się dość szybko) lub konsolę.
Co dość istotne, możemy nasz sprzęt wyłączyć w dowolnym momencie rozgrywki. Jedynie pojawiające się raz na jakiś czas komunikaty o zapisywaniu stanu gry sugerują, że akurat teraz nie jest to najlepszy pomysł. Zawsze uważałem je za ubliżające inteligencji nawet przeciętnego homo sapiens, zwłaszcza widząc je na PC. Ale powiedzmy, że mogę to zrozumieć - gracze przyzwyczajeni do tego luksusu mogą się czasem zapomnieć.
Ogólne moje wrażenie po zabawie z interfejsem X360 było takie, że ktoś dokładnie przemyślał sprawę i postanowił stworzyć system, który umożliwia jak najszybsze zajęcie się tym co dla użytkownika konsoli jest najważniejsze - graniem. Reszta aspektów stanowi dobrze wkomponowaną otoczkę, stąd przejście do wybranej gry to raptem kilka sekund. Nawiązać rozmowę ze znajomymi na Xbox Live można niemal bez zatrzymywania gry. Wejście do ustawień również trwa chwilę. Samo włączenie systemu konsoli to może 10 sekund, wyłączenie - natychmiast.
Podobnie z zawartością sieciową, czyli Live Marketplace. Wszystko jest podane jak na tacy. Najciekawsze demka widać na głównej zakładce. Można je ściągać podczas grania (o ile gra nie korzysta z trybu multi i automatycznie nam nie zatrzyma tego procesu), reszta dem i gier do kupienia przez Marketplace jest ładnie posortowana (kategorie, alfabetycznie, popularność, itd.). Zgubienie się w tym interfejsie jest praktycznie niemożliwe.
Po paru tygodniach grania i testowania różnych funkcji konsoli mogłem wreszcie pomyśleć o odniesieniu tego do moich zabaw przy pececie, których przecież nie zakończyłem. Istotną rolę miał jednak wyznacznik czasowy. Odniosłem wrażenie, że szukanie i instalowanie nowych demek czy gier na PC to bardziej swego rodzaju rytuał, na który trzeba zarezerwować sobie trochę czasu. To już nawet nie chodzi o instalację, bo na X360 też można. Wolę trzymać gry na dysku, bo napęd DVD rzeczywiście przypomina produkt uboczny, powstały przy wytwarzaniu silników do Boeinga 747. Natomiast na PC zawsze dochodzi element dobierania ustawień, czasem pobrania nowych sterowników - każdy nowy tytuł potrafi zabrać sporo czasu na początku.
Potem czasowo wychodzi mniej więcej tak samo, aczkolwiek przyznaję, że na ten moment zdarza mi się częściej grać na konsoli. Nie tylko dlatego, że od niedawna ją mam. Po prostu świetnie się sprawdza w momencie, gdy mam kilkanaście minut wolnego w ciągu dnia i mogę w coś zagrać. Pstryk, partyjka w Puzzle Quest przed przerwą obiadową. Pstryk, dwie odprężające rundki w SSF2THDR przed snem. Wcześniej granie w tygodniu stało pod znakiem zapytania, a raczej nie było go w ogóle. Teraz jest, głównie pod znakiem Xbox Live Arcade lub pełnoprawnych tytułów, pozwalających na krótkie spotkania z konsolą, np. Guitar Hero III: Legends of Rock czy Project Gotham Racing 4. Co innego weekendy - wtedy PC staje się równoprawną maszynką do grania - tu jakaś sesja z Mirror’s Edge, które w wersji demo na konsoli było dla mnie jeszcze mniej grywalne niż na PC, godzinkę przed snem The Darkness. Nawiasem mówiąc, ta gra naprawdę powinna była wyjść na blaszaki.
Ale to już jakby nieco inny temat. Tak czy inaczej, z perspektywy miesiąca od zakupu konsoli widzę, że zaszły pewne niewielkie zmiany w moim podejściu do grania. W tygodniu X360 pozwala mi pograć z doskoku w różne drobiazgi, podczas gdy w weekendy rozgryzam sobie pełnoprawne produkcje, poszerzając listę tytułów, które mogę teraz kupić, mając do dyspozycji dwie platformy sprzętowe. Czasowo spędzam na graniu tak naprawdę niewiele więcej czasu. Z tych 5-10 minutowych posiedzeń w dniach roboczych wyjdzie summa summarum może godzina tygodniowo więcej. Ale za to ile drobnych radości po drodze!
W następnym odcinku przyjrzymy się nieco bliżej kontrolerowi konsoli X360, który moim zdaniem zasługuje na osobne omówienie. Oczywiście, wcześniej zapewne były ich już setki i posiadacze tej konsoli nie znajdą w tekście nic, czego by już nie wiedzieli, ale pamiętajmy, że cała seria powstała głównie z myślą o graczach pecetowych, którzy rozważają kupno tego typu maszynki.