Archiwum: styczeń, 2009

27
stycznia

Fantasmagieria - Podcast 53 - “Hip, Hip, Hirai!”

FEAR2 - fantasmagieriaW kolejnym odcinku najlepszego podcastu o grach w Polsce jak łatwo się domyślić zajmiemy się wypowiedzią Kazuo Hirai, szefa Sony Computer Entertainment, Inc. Wysilimy nasze umysł, aby zinterpretować słynny już dziś komentarz na temat programowania gier na sztandarową platformę firmy.

Trochę nawiązując do korzeni Fantasmagierii większość czasu poświęcimy na omówienie ważkich dla graczy tematów. Pokontemplujemy nad stanem PlayStation Store, sklepu prezentującego się mizernie w stosunku do Xboksowego Rynku. Nie odpuszczamy nikomu i przyczepimy się do polityki każdego z gigantów elektronicznej rozrywki (ale i nie tylko), w szczególności w kontekście rodzimego podwórka. Tematów jest dużo, a podcast tłuściutki.

Na koniec po króciutkiej interludzie [90:50], podzielimy się wrażeniami z dema F.E.A.R. 2: Project Origin.

Zapraszamy do wysłuchania i komentowania!

Ściągnij pięćdziesiąty trzeci odcinek podcastu

 
 Fantasmagieria - Podcast 53 [107:57m]: Play Now | Play in Popup
20
stycznia

Fantasmagieria - Podcast 52 - “Czysta spekulacja, niecna praktyka”

Midnight Club LAPo feriach zimowych wracamy i rozpoczynamy sezon drugi Fantasmagierii. Oczywiście jak tylko odhaczyliśmy rok 2008, okazało się, że mamy jeszcze miesiąc spokoju zanim zaczną walić nam po głowie lawiną tytułów, więc można było nadrobić nieco zaległości i na tym głównie spędziliśmy czas (w końcu kupiłem zamek FairFax!).

Interesujący, z punktu widzenia pecetowca mającego chrapkę na konsolowe porty, będzie koniec stycznia i początek lutego. Dark Sector, Saint Row 2, czy Burnout Paradise to według mnie tytuły warte polecenia, oby jednak nie spartolono portów jak to miało miejsce z GTA IV i wszyscy będziemy szczęśliwi. Rzecz jasna to nie wszystko co mamy zaoferowane i parę interesujących gier pojawi się równolegle na wszystkie liczące się  platformy vide F.E.A.R. 2: Project Origin.

Na szczególne podkreślenie zasługuje nowy trend wśród wydawców. Zwykle jedyne co się w tym okresie działo to zwiększony popyt na bombonierki, kwiatki i laurki, a tu proszę, bojąc się przegranej walki o klienta przeniesiono wiele potencjalnych hitów z końca roku na pierwszy kwartał 2009. Jako świeżo upieczony posiadacz chlebaka nie mogę się doczekać Killzone 2, która mam nadzieję wypierze mi z pamięci rozczarowanie jakim okazała się Resistance 2. Nie żałuję prądu na granie w MotorStorm Pacific Rift czy oglądanie blu-rayów (Final Fantasy Spirit Within rządzi), ale nie pogardzę lepszą motywacją do wydawania niemałych pieniędzy.

Jest na co czekać. A do tego czasu polecam wysłuchanie i skomentowanie najnowszego odcinka podcastu! Mam nadzieję, że weźmiecie udział w pewnej zabawie. Szczegóły pod koniec audycji.

Ściągnij pięćdziesiąty drugi odcinek podcastu

 Fantasmagieria - Podcast 52 [111:28m]:
16
stycznia

Konstatacje konsolowego konwertyty – część pierwsza

Już widzę zmarszczone brwi większości z was, patrzących na tę aliterację w tytule. Sęk w tym, że nie jest on wcale taki zły, biorąc pod uwagę zamierzenia, jakie będą mi przyświecały podczas pisania nowego mini-cyklu felietonów.

Fantasmagieria felieton 1


Po pierwsze: brakuje mi w polskim Internecie autorów piszących ładnie i mądrze o grach. Mogę ich policzyć na palcach jednej ręki, wykorzystując może 2/5 jej możliwości. Wynika to zapewne z tradycji naszego, że tak to szumnie nazwę, „pisarstwa o grach”, zapoczątkowanej i kontynuowanej głównie przez pasjonatów, a nie ludzi z odpowiednim warsztatem literackim czy wykształceniem kierunkowym.

Druga rzecz, wynikająca niejako z pierwszej: daremnie poszukuję na naszym rodzimym poletku racjonalnego myślenia o grach, platformach sprzętowych, radościach i problemach z nimi związanych. Jakoś tak się dziwnie utarło w naszym kraju, że posiadanie jednej z konsol obecnej generacji (PlayStation 3, Xbox 360) jest równoznaczne wyznaniem wiary, nową religią, za którą można, a wręcz trzeba „umierać”, wykazując się swoim fanatyzmem i umiejętnościami bojowymi na wszelakich forach, w komentarzach pod blogami, itd.

Z kolei kupno konsoli przez gracza pecetowego jest ciężkim grzechem w oczach jego blaszakowych pobratymców, to podobnie jak w przypadku powyżej, zmiana wyznania, zdrada „starych ideałów”, nawet jeśli nie bardzo wiadomo, co by one miały oznaczać w praktyce. „Nie będziesz miał instalacji cudzych przede mną”?

Istnieje również tendencja w drugą stronę. To dość osobliwa forma nieracjonalnego myślenia, którą można by nazwać czymś w rodzaju konsolowego eskapizmu albo wyparcia, objawiająca się formułowaniem zdań typu: „Gry na PC? A co to takiego?”, „Nie wiem jak wygląda PC do grania” i tym podobnych, nieco ostentacyjnych manifestacji swojej przynależności wyłącznie do świata konsolowego.

Biorąc pod uwagę powyższe czynniki chciałbym zaproponować wam coś w rodzaju zapisków „zatwardziałego” pecetowca, który podjął w końcu tę „dramatyczną” decyzję i kupił sobie konsolę. Nie zamierzam nachalnie promować swojej nowej zabawki (X360) czy też deprecjonować grania na PC, bo z mojego blaszaka nie zamierzam rezygnować. Chciałbym, żeby to była spokojna, zdystansowana relacja i próba obalenia mitu pt. kupno konsoli równa się rytualne zaprzedanie duszy diabłu, skazanie na ostracyzm ze strony znajomych graczy, tudzież zepchnięcie PC w bezdenną otchłań zapomnienia.
- -

Na jednym z ostatnich podkastów w 2008 roku Dahman spytał co tak naprawdę skłoniło mnie do zakupu konsoli. Czy była to mała dostępność gier na PC? Raczej nie, ostatni rok był bardzo dobry, nie narzekałem na brak tytułów, wręcz przegapiłem kilka istotnych pozycji. To może frustracja spowodowana ciągłym szukaniem sterowników, problemami podczas instalacji i wolnym działaniem gier? Sterowniki do karty graficznej zmieniałem może 2 razy w ciągu tamtego roku, źródłem problemów okazało się jedynie GTA IV, wymuszające instalację dodatku Service Pack 3, od którego mój system dostał lekkiej niestrawności. Ponadto nie należę do użytkowników, którzy mają w menadżerze zadań 1001 „potrzebnych” drobiazgów, a potem się dziwią, że gry nie działają tak jak trzeba.

Tak naprawdę ciężko znaleźć racjonalne wytłumaczenie albo usprawiedliwienie decyzji o zakupie konsoli. Jedyne co mi przychodzi na myśl to ciekawość oraz pojawienie się sprzyjających okoliczności finansowych do jej zaspokojenia. Tak czy inaczej, w wyniku tej decyzji wracałem pod koniec grudnia do domu z X360 pod pachą.

To była jednak kwestia typu kupić - nie kupić, na pewno w jakimś sensie przełomowa, ale znacznie ważniejsze z punktu widzenia gracza jest wybór samej konsoli. Dlaczego X360, a nie PS3, czemu wersja Premium, a nie Arcade?

Zacznijmy od wyboru platformy sprzętowej. Z gier, które wydano dotychczas na PS3 najbardziej interesował mnie Metal Gear Solid 4 i Uncharted, do tego wprost zakochałem się w Little Big Planet. Miałem również nadzieję, że Sony na powrót wprowadzi do sprzedaży modele ze wsteczną kompatybilnością, będąc fanem MGS’ów z miejsca zakupiłbym MGS 3: Subsistence, który niestety nie ukazał się w wersji na komputery osobiste (w odróżnieniu od części pierwszej i drugiej). Podobnie rzecz ma się z serią Resident Evil i odsłonami zastrzeżonymi wyłącznie dla konsol np. Code: Veronica. Tu w zasadzie lista gier przeznaczonych typowo dla PS3 się zamyka. Nigdy nie byłem fanem jRPG ani produkcji z rodziny mangowatych, zatem ten sektor kompletnie odpada w moim przypadku.

Fantasmagieria felieton 1a

Jeśli chodzi o produkcje wspólne dla PS3 i X360 (a czasem również PC) to przeważyło u mnie niekorzystne wrażenie o słabszej jakości tych produktów, biorące się z lektury rozmaitych tekstów w Internecie. I nie chodzi tu o idiotyczny argument pt. „wyblakłe kolory”, bo to nie jest żaden problem dla osoby umiejącej posługiwać się pilotem od TV. Zwyczajnie za dużo naczytałem się o tym, jakie problemy towarzyszą programowaniu na konsolę Sony, ile mocy się marnuje, ile czasu trzeba, żeby twórcy gier rozgryźli jej prawdziwe możliwości.Ponadto nie podoba mi się polityka Sony dotycząca kontynentu europejskiego, często gry są mocno opóźniane w stosunku do premier na terenie Japonii czy USA. Przyzwyczaiłem się jednak do zachowań wydawców na rynku pecetowym, gdzie różnica w datach sprzedaży na poszczególnych kontynentach zazwyczaj nie wynosi więcej niż kilka dni.

Nie ukrywam, że znaczenie miała również cena sprzętu. Niecałe 900 PLN a 1400-1500 PLN to jednak nieporównywalnie mniejszy wydatek, choć oczywiście PS3 to nie tylko konsola do gier, ale również odtwarzacz BlueRay, mam tego świadomość. Mimo wszystko nie byłem w stanie znaleźć ot tak dodatkowych 500-600 PLN w swoim budżecie (może gdy stanę się tak sławny jak Jules, przestanie to być dla mnie problemem ;).

Nie oznacza to oczywiście, że PS3 jest konsolą z gruntu złą, czy też gorszą od X360. Zwyczajnie uznałem, że na ten moment nie jest to sprzęt dla mnie. Konsola Microsoftu wydała mi się bezpieczniejszą inwestycją dla pecetowca zorientowanego na gry rynku europejskiego i amerykańskiego.

Przy okazji rozmów o cenach warto byłoby wspomnieć o delikatnie rzecz biorąc niecnych praktykach handlowych, jakie prowadzą rozmaici polscy handlowcy czy też sieci sklepów. Chodzi przede wszystkim o cenę i zróżnicowanie oferowanych zestawów. W tak gorącym okresie jak ostatni tydzień przed świętami, na półkach wszelakich sklepów nie dla idiotów oraz innych siedlisk pełnych kultury stały jedynie egzemplarze X360 z najnowszym Księciem Persji. Ceny też nie zachęcały, zazwyczaj oscylując wokół tysiąca bez jednej złotówki lub większej.

Niestety, Polacy nie mogą kupować konsol w zagranicznych serwisach wysyłkowych (ograniczenia dotyczące transportu sprzętu) i być może nie znają cen na zachodzie. Gdyby wiedzieli, że za ok. 860 PLN (teraz już 900, podskoczył kurs funta) powinni dostać zestaw z 3 najnowszymi grami i dodatkowym kontrolerem, to nie wydaliby ani złotówki w polskich sklepach. Doliczmy do tego gwiazdkowe promocje, kiedy to u Brytyjczyków za powyższą cenę można było dostać zestaw z Gears of War 1 i 2, Far Cry 2 i jeszcze dwa pomniejsze tytuły (Sega Tennis, tego typu rzeczy). Już nawet nie wspominam o wyższych przeciętnych zarobkach naszych grających kolegów na wyspach, bo i bez tego sytuacja nad Wisłą jawi się jako obraz nędzy i rozpaczy.

W końcu jednak pomyślałem, że samym narzekaniem niczego nie zdziałam, wręcz tylko zniechęcę się do zakupu. Zacząłem szukać zestawu z Gears of War 2, który ponoć w paru sklepach się pojawił. Gra może i nie należy do super ambitnych, ale przynajmniej pozwala bawić się zarówno w trybie pojedynczego gracza, kooperacji jak i innych trybach sieciowych, co w porównaniu z Prince of Persia tworzyło ofertę znacznie bogatszą. Nie bez znaczenia były opowieści o usłudze Live i jej przystępności, chciałem sprawdzić jak to wygląda w praktyce. Pomyślałem również, że lepiej będzie zainwestować w wersję z twardym dyskiem. Niektóre pozycje go wręcz wymagają, a mając tylko jedną pełną grę miło by było mieć kilka dem innych tytułów.

A zatem dobrze, rozterki natury teoretycznej mamy już za sobą. W następnym odcinku skupimy się na konkretnych wrażeniach po wyciągnięciu sprzętu z pudełka.

12
stycznia

Kryzys a koniec pewnej ery.

Gospodarka przechodzi kryzys. Ludzie zaciskają pasa, wydają mniej pieniędzy na przyjemności. Branża gier miała się temu oprzeć, analitycy, w tym medialny Michael Pachter, tak twierdzili. Niestety codziennie słyszymy o kolejnych zwolnieniach, zamykanych studiach i bankrutujących wydawcach. Niby nic nowego, od trzech dekad, tak się działo. Na zgliszczach powstawały nowe, lepsze firmy, a gry nadal urzekają i urzekać będą.

Kiedy jednak jesteśmy świadkami upadku instytucji, uznawanych za bastion w swojej dziedzinie, nie można oprzeć się refleksji. Następuje koniec pewnej ery. Poniżej postanowiliśmy zabrać komentarz w sprawie.

- -

Kryzys, kryzys nadchodzi. Tym razem nie jest to kryzys dotcomów tylko wartości intelektualnej. W dobie internetu nie ma poszanowania dla niej, a wiele osób czerpie korzyści z nieprzejednanych zasobów, w ich uznaniu, darmowych treści. Po części ktoś może powiedzieć “kolejna tyrada na temat piractwa” i tu się pomyli.

Chodzi o zmiany jakie się dokonały na przestrzeni kilku ostatnich lat w sposobie docierania i przekazywania treści, treści dostępnej całkowicie za darmo, gdzie co najwyżej musimy zignorować uciążliwy banner. Za tę cenę ignorujemy przywary. Przyzwyczailiśmy się do krótkich informacji,  konkretnych, szybkich newsów, które bez owijania w bawełnę i popisowej retoryki, powiedzą nam o co chodzi. Przyzwyczailiśmy się do Internetowych “dziennikarzy”, którzy nie umieją pisać. Przyzwyczailiśmy się do oglądania komentarzy, z który wyraźnie wynika, że komentujący nie przeczytał całego artykułu, ale to wystarczyło, aby wyrazić o nim opinię. Przyzwyczailiśmy się, że w recenzji najważniejsza jest ocena, a tekst to tylko dowód grania w danych tytuł.

Na ten ostatni punkt zwracają uwagę wydawcy. Ocena jest najważniejsza. Co byśmy zrobili bez niej i Metacritics? Niestety doprowadziło to do tego, że jeśli widzimy jakiś eksluziw na okładce mamy pewność, że ocena została już ustalona z góry. Znowu absolutny wysyp ósemek i dziewiątek, i ich pochodnych w ułamkach, to niestety wymóg czasów i jeśli chce się utrzymać czasopismo, a te czasy ciężkie, to trzeba godzić się pod presją na wystawienie tej dziewiątki na szynach, albo reklamodawca się wycofa.

Niestety nawet to już nie wystarcza. PRowcy i wielkie firmy wydawnicze już od jakiegoś czasu zwęszyły odradzający się jak Feniks z popiołów rynek reklamy Internetowej. Za grosze można wykupić milion odsłon, a korzystając z wyjątkowo przemyślanej konstrukcji systemu Google ma się pewność, że o produkcie informowani są ludzie, którzy najpewniej grą się zainteresują. Po co w tej sytuacji bawić się w drogi interes reklamy w prasie drukowanej?

Gdzie ten kryzys intelektualny? Słowo drukowane umiera? Z gazet zostaną tylko brukowce, magazyny plotkarskie i darmówki rozdawane na ulicach. Dlaczego kryzys intelektualny? Dlatego, że w internecie rządzą statystki, po co komu seria artykułów na temat rozwijającego się rynków gier za żelazną kurtyną lub refleksji nad stanem branży i jej koniunkturalizm skoro najbardziej klikalne są teksty o World of Warcraft, zestawienia typu Top 10, czy idiotyczne i prowokacyjne artykuły. Podobno od czytania długich tekstów na ekranie monitora bolą oczy, ale widać muszą boleć nawet, gdy tekst na papierze.

Niedawno Larry Flint, magnat magazynów erotycznych, twórca Hustlera, wydawało się pisma, które sprzedaje się samo, zgłosił się do rządu USA o zapomogę w postaci pięciu miliardów dolarów. Znowu największa gazeta New York Times coraz częściej postrzegana jest jak zbiór przeintelektualizowanych artykułów mających tyle treści co krótki news znaleziony np. za pomocą google news.

Wydawcy czasopism próbują uparcie wmówić nam, że zawsze będzie zapotrzebowanie na słowo drukowane. Pech chciał, że kojarzę tylko te żartobliwe argumenty, że z komputerem ciężko do toalety, że muchy nie ubijesz klawiaturą, że zapach druku jak afrodyzjach, itd.

W Polsce problem zaczął się już dawno. Kryzys czasopism przetrwali tylko najwięksi dzięki fuzjom, wykupowaniu przez większe wydawnictwa i czasami braku konkurencji. Gdyby nie dodatek w postaci płytki z pełnymi grami, kto wie czy CD-Acton kiedykolwiek wypłynęłoby na szersze wody. Secret Service (włączając NSS) bało się zaryzykować i niestety popłynęło, nie ma z nami już Resetu, nie ma Świata Gier Komputerowych, a o Gamblerze czy Top Secret zdają się pamiętać tylko co starsi czytelnicy.

Dodatkowo pokutuje pogląd, że gry są dla dzieci. I wszyscy teraz bijemy się w pierś, bo jak to! Ja mam lat dwadzieścia- czy trzydzieści-kilka lat! Nie jestem dzieckiem! Pytanie zatem, kiedy ostatni raz kupiłeś czasopismo o grach? No właśnie, okazuje się, ponad 80% czytelników to osoby niepełnoletnie ergo skoro kupują nas nastolatki, musimy tworzyć czasopismo dla nastolatków (reguła coraz częściej witana przez serwisy Internetowe). Wydawcy to rozumieją, a redaktorzy chcąc nie chcąc muszą się na to godzić. Niestety pieniądz wygrywa, prowadzenia czasopisma to nie jest impreza non profit. Błędne koło się zamyka kiedy nie kupujemy czasopism o grach, bo poziom tekstów dopasowany jest do ich grupy docelowej. Kryzys?

Niestety to co będziemy teraz obserwować to zmiany. W pewnym momencie nastanie wielkie prze-formatowanie treści. Zostanie tylko to co produkuje się małym kosztem, a przynosi duży zysk. To właśnie ostatnio stało się z 1up.com i EGM. Ziff Davis było jednym z największych wydawnictw drukowanych w Stanach Zjednoczonych. Na swoim koncie mieli najpoczytniejsze tytuły, a mimo tego zbankrutowali. To co zostało zrekonstruowano w formie elektronicznej w postaci serwisów. Nie minął rok odkąd zamknęli GFW, przed końcem roku padł bastion PC Magazine, a teraz znika EGM (Electronic Gaming Montly). Paradoksalnie dziwi mnie, że magazyn taki jak EGM zdołał się tak długo utrzymać. Porównując ze sobą brytyjski GamesTM i EGM, ten ostatni wygląda jak darmowa broszurka, nic nie mówiące grafiki na całą stronę, tekstu na 1/4, recenzje w całości dające się przesłać smsem, czy spis treści dopiero po 12(!) stronach reklam (np. EGM number 234). Szkoda mi tylko pieniędzy wydanych na prenumeratę.

Serwis 1UP stanowił problem dla Ziff Davis. Redaktorzy 1up.com mieli tam niezłą sielankę. Bez mała pracowało tam ponad 50 osób, choć nie przekładało się to na ilość wytworzonych materiałów. Firma tonęła w długach i w końcu postanowiono pozbyć się balastu.

1UP ceniłem przede wszystkim za ich program 1UP Show i podcasty, które niestety od jakiegoś czasu przestały być ciekawe, a przekonani o swojej genialności redaktorzy przyznawali się do picia alkoholu podczas nagrywania, byli głośni, ordynarni, ale przede wszystkim nie mieli nic interesującego do powiedzenia. Uwielbiałem za to GFW Radio i wiedziałem, że pewna era się skończyła, kiedy odeszli Jeff Green i Shawn Elliott. Niemniej legenda jest ciągle żywa, a ja wciąż słucham ich archiwalnych podcastów, wiedząc, gdzie zawieszona jest poprzeczka.

1UP został wykupiony przez Hearst Corporation i UGO, zwolniono prawie 40 osób, zostawiając absolutną garstkę niezbędną do prowadzenia serwisu. Trudny to okres, bo nie tylko chodzi tu o wewnętrzną transformację, ale i o ludzi, emocje związane z utratą pracy lub ciężaru świadomości, że się przetrwało, kiedy inni zostali bezceremonialnie wyrzuceni.

Na szczęście byli redaktorzy zachowali optymizm w ciężkich czasach. Na razie nie zamierzają znikać i dają o sobie znać na swoich blogach. Nagrano pierwszy odcinek podcastu Rebel.FM, a w momencie kiedy piszę te słowa nagrywany jest kolejny. Znowu już za tydzień ma pojawić się program o grach, nieoficjalna kontynuacja 1UP Show - pt. Talking Orange.

Cieszmy się, że w Polsce powstają i będą powstawać nowe inicjatywy (czasopisma np. EnGarde i serwisy) i ostatnio nie ma większych ofiar przemian. Cieszmy się, że relatywnnie niewiele jest polskich pseudo-serwisów nastawionych na szybki zysk małym kosztem. Cieszmy się, że mamy jeszcze co czytać w toalecie, zanim wszyscy dorobimy się netbooków. Zróbcie coś dla mnie i jeśli nie kupiliście w tym miesiącu żadnego czasopisma grach, zróbcie to jeszcze dziś.

Damian Paluch

- -

Przyznam się bez bicia, moją przygodę z czasopismami o grach komputerowych zacząłem i skończyłem dość dawno temu. Najpierw był Bajtek, później luzacki Top Secret i Secret Service, po drodze zdarzały mi się pojedyncze egzemplarze Computer Studio czy ŚKG. Problem w tym, że dorastałem, w sensie cielesnym, ale i (chyba) umysłowym, bo z roku na rok teksty w owych pisemkach wydawały mi się coraz mniej błyskotliwe, a dowcipy coraz bardziej siermiężne. Zapewne ważną rolę odegrał fakt kupienia pierwszego peceta i podłączenia go do modemu telefonicznego, a potem do tzw. stałego łącza. Wcześniej posiadałem jedynie 16-bitowe Atari ST, stąd wymienione wyżej pisma stanowiły coś w rodzaju mojego „okna na świat”, a konkretnie na te wszystkie tytuły, w które nie mogłem pograć. Najwyraźniej było dla mnie coś magicznego w tym „lizaniu lizaka przez szybkę”, skoro po uzyskaniu wreszcie dostępu do tych wszystkich gier, przestałem o nich czytać. Sam mogłem się teraz przekonać o wartości danego tytułu, ponadto serwisy o grach (głównie te zagraniczne) pozwalały być ciągle na bieżąco, niczym podczas oglądania kanałów informacyjnych typu TVN 24.

Moje zainteresowanie pismami krajowymi spadło do zera i ten stan utrzymuje się po dziś dzień, natomiast obserwowanie zachodnich serwisów i związanych z nimi for internetowych dawało mi jako takie pojęcie o pozycji, którą wypracowały sobie tamtejsze czasopisma o grach. I była do pozycja dość dobra. Przypomnijcie sobie, ile razy na waszych ulubionych forach oglądaliście nowe obrazki z gry albo czytaliście nowe recenzje czy zapowiedzi - nie w linku do serwisu informacyjnego, tylko ze skanów z pisma, które dopiero co trafiło do któregoś życzliwego prenumeratora. Osobiście przytrafiło mi się to wiele razy, z głośniejszych tytułów poprzedniego roku na pewno w przypadku Fallouta 3 i Far Cry 2. Nie mając większego pojęcia niuansach rynku wydawniczego, miałem wrażenie, że właśnie tego typu czasowa wyłączność na publikacje jest i będzie głównym atutem czasopism o grach, pozwalającym nie stracić odbiorcy na rzecz serwisów internetowych.

Stąd moje zdziwienie, gdy usłyszałem o zamknięciu EGM i przejściu całego 1UP pod kuratelę UGO. Słuchając wywiadów z Danem Hsu (były red. naczelny, który w dość nieoczekiwanych okolicznościach opuścił EGM w kwietniu 2008 r. - przyp Dahman) miałem wrażenie, że jest to dość charyzmatyczna postać, człowiek ponoszący pełną odpowiedzialność za swoje poczynania, nawet jeśli w oczach reszty świata były one niewłaściwe (np. faworyzowanie gier na konsole Sony). Właśnie tacy ludzie są nieodzowni, jeśli chodzi o przyciąganie i utrzymywanie przy sobie czytelników. Najwyraźniej jednak to nie wystarczyło, zwyciężyła armia smutnych panów z teczkami, szarej, bezpłciowej masy urzędniczej zwanej działem księgowości, tudzież specjalistów od PR.

Piotrek Spychała

- -

No i stało się, padła kolejna tzw. ikona internetu, ikona magazynów o grach i w ogóle ikona ikon. Ekipa odpowiedzialna za 1UP poleciała, ten sam los (a jakżeby inaczej) spotkał ludzi spod znaku EGM. Fakt, z jednej strony się zdziwiłem. Jak to EGM? Prawie 20 lat na rynku! Taka historia, tradycja, achy i ochy! EGM toż to był prawdziwie opiniotwórczy, poważny magazyn, a 1UP miała cieszące się popularnością podcasty! Skandal!

Postanowiłem przejrzeć fora i zauważyłem wylewająca się rozpacz. Refleksja przyszła po chwili. Przecież EGM od dłuższego czasu było gazetką reklamową z jakiegoś supermarketu, poza minimalistycznymi recenzjami, sporo screenów i dużo za dużo reklam.

Chłopaki od 1UP tez jakby się wypalili. I teraz - po chwili, czy to źle ze ich zamknęli? Patrząc na Jeffa Gerstmanna, co to go rok temu to z Gamespotu wywalili, czasem zmiana wychodzi na dobre. Nowy serwis założony z redaktorami, którzy solidarnie razem z nim rzucili pracę - wydaje się świeży i ciekawy…

Może to samo się stanie z byłą ekipa 1UP/EGM - ludziki przejdą gdzie indziej, może niektórzy z nich zaczną coś swojego, wyjdą z nowymi pomysłami, może w końcu coś się ruszy na rynku…
Bo kurna dziennikarstwo growe podupadło i to bardzo poważnie, ale to temat na inną okazję…

Bernard

10
stycznia

Warhammer Online - State of the Game

Zapewne wielu zastanawia się jak wygląd przeciętna bitwa w grze Warhammer Online Age of Reckoning. Poniżej przestawiam interesujący zapis rozgrywki wraz z wklejoną transkrypcją czatu. Miłego oglądania.

6
stycznia

Fantasmagieria - Podcast 51 - “Wydanie specjalne: Podcast Zerowy”

Podcast zerowy - FantasmagieriaW tym tygodniu prawdziwy, odkopany w zgliszczach Biblioteki Aleksandryjskiej, przechowywany przez stulecia w tajnych archiwach Watykanu, rarytas. Odkurzyliśmy stare taśmy, poddaliśmy je procesowi masteringu i dokładnie rok czasu po nagraniu została upubliczniona pierwsza (właściwie zerowa) wersja podcastu Fantasmagieria. Uwaga język nie zawsze parlamentarny.

Podziękowania oczywiście dla Juliusza Konczalskiego i ówczesnej ekipy GameHota, za inspirację i możliwość publikacji pierwszych odcinków za ich pośrednictwem. Oficjalnie Fantasmagieria kończy rok dopiero pod koniec stycznia, ale dla nas zawsze będzie to trochę wcześniej.

Niemniej, robimy małą przerwę i za tydzień nie będzie podcastu. Czas chwilę odetchnąć, zebrać siły i pomysły.

Zapraszam do wysłuchania i komentowania!

Ściągnij pięćdziesiąty pierwszy odcinek podcastu

 Fantasmagieria - Podcast 51 [63:14m]: