Wpisy oznaczone ‘X360’

3
lutego

Konstatacje konsolowego konwertyty – część druga

Kolejna część interesującego dziennika gracza (poprzednia dostępna tutaj). Pamiętajcie, że Piotrek pisze z perspektywy długoletniego gracza pecetowego, który postanowił poszerzyć swoje horyzonty o kolejną platformę elektronicznej rozrywki. Pomijając powody, o których pisał wcześniej, tak na prawdę nie ma znaczenia, że to Xbox 360, jako, że doświadczenia z PlayStation 3 są zgoła podobne. Zapraszamy do lektury i dyskusji! — Dahman

Wracając z moim nowym nabytkiem ze sklepu najpierw zwróciłem uwagę na jego ciężar. Pudełko do lekkich nie należy! Jeśli musicie tłuc się z konsolą przez pół miasta wracając do domu, to w dniu zakupu wybierzcie taksówkę lub podjedźcie do sklepu samochodem. Niezbyt wygodnie się taszczy takie pudełko, a sprzedawcy zazwyczaj nie dysponują odpowiednio dużymi torebkami.

Gdy dotarłem z konsolą do domu, zacząłem przeglądać zawartość pudła i powstrzymując swoje samcze zapędy pt. „prawdziwi faceci nigdy nie czytają instrukcji”, zerknąłem jednak do dokumentacji. Pamiętając o awaryjności tych urządzonek wolałem wszystko podłączyć zgodnie z zaleceniami producenta i nie wściekać się później na własną głupotę. Jeszcze tylko rzut okiem czy wszystko podłączone i na ekranie TV ukazuje się logo X360, w nieco przejaskrawionych kolorach. W zestawie Pro nie ma kabla HDMI, stąd obraz ma charakterystykę nieco inną, niż zwykliście oglądać na monitorach grając na PC. Jeśli nie planujecie zakupu takiego kabla, a jesteście przywiązani do „normalnego” obrazu to nic straconego. Kilka zmian w nasyceniu kolorów, jasności i kontraście telewizora pozwoli wam uzyskać optymalny rezultat.

Ponieważ podłączyłem X360 do internetu, konsola najpierw dokonała aktualizacji systemu i wykonała szybki restart. Następną czynnością, którą trzeba wykonać jest stworzenie swojej karty gracza (gamertag) i konta na Xbox Live. Miałem to szczęście, że stworzyłem sobie takowe jeszcze za czasów pierwszych Gearsów na PC, więc pozostało mi jedynie importowanie profilu. Jeśli jednak nie posiadacie takiego konta, to lepiej je stworzyć poprzez stronę Xbox.com. Wklepywanie danych za pomocą pada jest dość męczącym zajęciem, a samo zakładanie do prostych i szybkich nie należy.

Konsolowy konwertyta cz. 3

Niestety, próbę importowania powtarzałem chyba z 5 razy. Za każdym razem pokazywał się komunikat o niedostępności ekranu logowania i dane profilu trzeba było wpisywać od nowa. W końcu operacja zakończyła się pomyślnie i system radośnie przeniósł mnie do ekranu tworzenia awatara. Cała otoczka, sympatyczne menu, optymistyczne kolorki, przyjemna muzyczka w tle, wyglądała bardzo „rodzinnie” i nawet mi przeszło przez myśl czy aby nie zakupiłem Wii zakamuflowanego w innej obudowie. Bawiłem się ustawieniami dobre pół godziny, aż w końcu stworzyłem starego pierdziela a la Ian Anderson, którym mam nadzieję (?) stać się za kilka, kilkanaście lat. Tak naprawdę dopiero od tego momentu przechodzimy do czegoś w rodzaju pulpitu konsoli, skąd jeszcze nie raz nie dwa będziemy rozpoczynać naszą zabawę z X360.

Muszę przyznać, że po dłuższym zwiedzaniu całego systemu zrobiła na mnie wrażenie jego przystępność. Wszystko jest poukładane w system kart przewijanych w pionie i w poziomie, ruchy góra dół to kategorie tematyczne, lewo prawo - konkretne pozycje. Do tego świetna sprawa - „magiczny przycisk” Xbox Guide, który oferuje skróty do najistotniejszych funkcji: logowania się i ustawień konta na Xbox Live, zarządzania znajomymi i nawiązywania rozmów oraz ustawień systemowych. Dłuższe przytrzymanie tego przycisku pozwala wyłączyć pada (warto z tego korzystać, np. jeśli odchodzimy od konsoli, ponieważ baterie lub zużywają się dość szybko) lub konsolę.

Co dość istotne, możemy nasz sprzęt wyłączyć w dowolnym momencie rozgrywki. Jedynie pojawiające się raz na jakiś czas komunikaty o zapisywaniu stanu gry sugerują, że akurat teraz nie jest to najlepszy pomysł. Zawsze uważałem je za ubliżające inteligencji nawet przeciętnego homo sapiens, zwłaszcza widząc je na PC. Ale powiedzmy, że mogę to zrozumieć - gracze przyzwyczajeni do tego luksusu mogą się czasem zapomnieć.

Ogólne moje wrażenie po zabawie z interfejsem X360 było takie, że ktoś dokładnie przemyślał sprawę i postanowił stworzyć system, który umożliwia jak najszybsze zajęcie się tym co dla użytkownika konsoli jest najważniejsze - graniem. Reszta aspektów stanowi dobrze wkomponowaną otoczkę, stąd przejście do wybranej gry to raptem kilka sekund. Nawiązać rozmowę ze znajomymi na Xbox Live można niemal bez zatrzymywania gry. Wejście do ustawień również trwa chwilę. Samo włączenie systemu konsoli to może 10 sekund, wyłączenie - natychmiast.

Podobnie z zawartością sieciową, czyli Live Marketplace. Wszystko jest podane jak na tacy. Najciekawsze demka widać na głównej zakładce. Można je ściągać podczas grania (o ile gra nie korzysta z trybu multi i automatycznie nam nie zatrzyma tego procesu), reszta dem i gier do kupienia przez Marketplace jest ładnie posortowana (kategorie, alfabetycznie, popularność, itd.). Zgubienie się w tym interfejsie jest praktycznie niemożliwe.

Po paru tygodniach grania i testowania różnych funkcji konsoli mogłem wreszcie pomyśleć o odniesieniu tego do moich zabaw przy pececie, których przecież nie zakończyłem. Istotną rolę miał jednak wyznacznik czasowy. Odniosłem wrażenie, że szukanie i instalowanie nowych demek czy gier na PC to bardziej swego rodzaju rytuał, na który trzeba zarezerwować sobie trochę czasu. To już nawet nie chodzi o instalację, bo na X360 też można. Wolę trzymać gry na dysku, bo napęd DVD rzeczywiście przypomina produkt uboczny, powstały przy wytwarzaniu silników do Boeinga 747. Natomiast na PC zawsze dochodzi element dobierania ustawień, czasem pobrania nowych sterowników - każdy nowy tytuł potrafi zabrać sporo czasu na początku.

Potem czasowo wychodzi mniej więcej tak samo, aczkolwiek przyznaję, że na ten moment zdarza mi się częściej grać na konsoli. Nie tylko dlatego, że od niedawna ją mam. Po prostu świetnie się sprawdza w momencie, gdy mam kilkanaście minut wolnego w ciągu dnia i mogę w coś zagrać. Pstryk, partyjka w Puzzle Quest przed przerwą obiadową. Pstryk, dwie odprężające rundki w SSF2THDR przed snem. Wcześniej granie w tygodniu stało pod znakiem zapytania, a raczej nie było go w ogóle. Teraz jest, głównie pod znakiem Xbox Live Arcade lub pełnoprawnych tytułów, pozwalających na krótkie spotkania z konsolą, np. Guitar Hero III: Legends of Rock czy Project Gotham Racing 4. Co innego weekendy - wtedy PC staje się równoprawną maszynką do grania - tu jakaś sesja z Mirror’s Edge, które w wersji demo na konsoli było dla mnie jeszcze mniej grywalne niż na PC, godzinkę przed snem The Darkness. Nawiasem mówiąc, ta gra naprawdę powinna była wyjść na blaszaki.

Ale to już jakby nieco inny temat. Tak czy inaczej, z perspektywy miesiąca od zakupu konsoli widzę, że zaszły pewne niewielkie zmiany w moim podejściu do grania. W tygodniu X360 pozwala mi pograć z doskoku w różne drobiazgi, podczas gdy w weekendy rozgryzam sobie pełnoprawne produkcje, poszerzając listę tytułów, które mogę teraz kupić, mając do dyspozycji dwie platformy sprzętowe. Czasowo spędzam na graniu tak naprawdę niewiele więcej czasu. Z tych 5-10 minutowych posiedzeń w dniach roboczych wyjdzie summa summarum może godzina tygodniowo więcej. Ale za to ile drobnych radości po drodze!

W następnym odcinku przyjrzymy się nieco bliżej kontrolerowi konsoli X360, który moim zdaniem zasługuje na osobne omówienie. Oczywiście, wcześniej zapewne były ich już setki i posiadacze tej konsoli nie znajdą w tekście nic, czego by już nie wiedzieli, ale pamiętajmy, że cała seria powstała głównie z myślą o graczach pecetowych, którzy rozważają kupno tego typu maszynki.

16
stycznia

Konstatacje konsolowego konwertyty – część pierwsza

Już widzę zmarszczone brwi większości z was, patrzących na tę aliterację w tytule. Sęk w tym, że nie jest on wcale taki zły, biorąc pod uwagę zamierzenia, jakie będą mi przyświecały podczas pisania nowego mini-cyklu felietonów.

Fantasmagieria felieton 1


Po pierwsze: brakuje mi w polskim Internecie autorów piszących ładnie i mądrze o grach. Mogę ich policzyć na palcach jednej ręki, wykorzystując może 2/5 jej możliwości. Wynika to zapewne z tradycji naszego, że tak to szumnie nazwę, „pisarstwa o grach”, zapoczątkowanej i kontynuowanej głównie przez pasjonatów, a nie ludzi z odpowiednim warsztatem literackim czy wykształceniem kierunkowym.

Druga rzecz, wynikająca niejako z pierwszej: daremnie poszukuję na naszym rodzimym poletku racjonalnego myślenia o grach, platformach sprzętowych, radościach i problemach z nimi związanych. Jakoś tak się dziwnie utarło w naszym kraju, że posiadanie jednej z konsol obecnej generacji (PlayStation 3, Xbox 360) jest równoznaczne wyznaniem wiary, nową religią, za którą można, a wręcz trzeba „umierać”, wykazując się swoim fanatyzmem i umiejętnościami bojowymi na wszelakich forach, w komentarzach pod blogami, itd.

Z kolei kupno konsoli przez gracza pecetowego jest ciężkim grzechem w oczach jego blaszakowych pobratymców, to podobnie jak w przypadku powyżej, zmiana wyznania, zdrada „starych ideałów”, nawet jeśli nie bardzo wiadomo, co by one miały oznaczać w praktyce. „Nie będziesz miał instalacji cudzych przede mną”?

Istnieje również tendencja w drugą stronę. To dość osobliwa forma nieracjonalnego myślenia, którą można by nazwać czymś w rodzaju konsolowego eskapizmu albo wyparcia, objawiająca się formułowaniem zdań typu: „Gry na PC? A co to takiego?”, „Nie wiem jak wygląda PC do grania” i tym podobnych, nieco ostentacyjnych manifestacji swojej przynależności wyłącznie do świata konsolowego.

Biorąc pod uwagę powyższe czynniki chciałbym zaproponować wam coś w rodzaju zapisków „zatwardziałego” pecetowca, który podjął w końcu tę „dramatyczną” decyzję i kupił sobie konsolę. Nie zamierzam nachalnie promować swojej nowej zabawki (X360) czy też deprecjonować grania na PC, bo z mojego blaszaka nie zamierzam rezygnować. Chciałbym, żeby to była spokojna, zdystansowana relacja i próba obalenia mitu pt. kupno konsoli równa się rytualne zaprzedanie duszy diabłu, skazanie na ostracyzm ze strony znajomych graczy, tudzież zepchnięcie PC w bezdenną otchłań zapomnienia.
- -

Na jednym z ostatnich podkastów w 2008 roku Dahman spytał co tak naprawdę skłoniło mnie do zakupu konsoli. Czy była to mała dostępność gier na PC? Raczej nie, ostatni rok był bardzo dobry, nie narzekałem na brak tytułów, wręcz przegapiłem kilka istotnych pozycji. To może frustracja spowodowana ciągłym szukaniem sterowników, problemami podczas instalacji i wolnym działaniem gier? Sterowniki do karty graficznej zmieniałem może 2 razy w ciągu tamtego roku, źródłem problemów okazało się jedynie GTA IV, wymuszające instalację dodatku Service Pack 3, od którego mój system dostał lekkiej niestrawności. Ponadto nie należę do użytkowników, którzy mają w menadżerze zadań 1001 „potrzebnych” drobiazgów, a potem się dziwią, że gry nie działają tak jak trzeba.

Tak naprawdę ciężko znaleźć racjonalne wytłumaczenie albo usprawiedliwienie decyzji o zakupie konsoli. Jedyne co mi przychodzi na myśl to ciekawość oraz pojawienie się sprzyjających okoliczności finansowych do jej zaspokojenia. Tak czy inaczej, w wyniku tej decyzji wracałem pod koniec grudnia do domu z X360 pod pachą.

To była jednak kwestia typu kupić - nie kupić, na pewno w jakimś sensie przełomowa, ale znacznie ważniejsze z punktu widzenia gracza jest wybór samej konsoli. Dlaczego X360, a nie PS3, czemu wersja Premium, a nie Arcade?

Zacznijmy od wyboru platformy sprzętowej. Z gier, które wydano dotychczas na PS3 najbardziej interesował mnie Metal Gear Solid 4 i Uncharted, do tego wprost zakochałem się w Little Big Planet. Miałem również nadzieję, że Sony na powrót wprowadzi do sprzedaży modele ze wsteczną kompatybilnością, będąc fanem MGS’ów z miejsca zakupiłbym MGS 3: Subsistence, który niestety nie ukazał się w wersji na komputery osobiste (w odróżnieniu od części pierwszej i drugiej). Podobnie rzecz ma się z serią Resident Evil i odsłonami zastrzeżonymi wyłącznie dla konsol np. Code: Veronica. Tu w zasadzie lista gier przeznaczonych typowo dla PS3 się zamyka. Nigdy nie byłem fanem jRPG ani produkcji z rodziny mangowatych, zatem ten sektor kompletnie odpada w moim przypadku.

Fantasmagieria felieton 1a

Jeśli chodzi o produkcje wspólne dla PS3 i X360 (a czasem również PC) to przeważyło u mnie niekorzystne wrażenie o słabszej jakości tych produktów, biorące się z lektury rozmaitych tekstów w Internecie. I nie chodzi tu o idiotyczny argument pt. „wyblakłe kolory”, bo to nie jest żaden problem dla osoby umiejącej posługiwać się pilotem od TV. Zwyczajnie za dużo naczytałem się o tym, jakie problemy towarzyszą programowaniu na konsolę Sony, ile mocy się marnuje, ile czasu trzeba, żeby twórcy gier rozgryźli jej prawdziwe możliwości.Ponadto nie podoba mi się polityka Sony dotycząca kontynentu europejskiego, często gry są mocno opóźniane w stosunku do premier na terenie Japonii czy USA. Przyzwyczaiłem się jednak do zachowań wydawców na rynku pecetowym, gdzie różnica w datach sprzedaży na poszczególnych kontynentach zazwyczaj nie wynosi więcej niż kilka dni.

Nie ukrywam, że znaczenie miała również cena sprzętu. Niecałe 900 PLN a 1400-1500 PLN to jednak nieporównywalnie mniejszy wydatek, choć oczywiście PS3 to nie tylko konsola do gier, ale również odtwarzacz BlueRay, mam tego świadomość. Mimo wszystko nie byłem w stanie znaleźć ot tak dodatkowych 500-600 PLN w swoim budżecie (może gdy stanę się tak sławny jak Jules, przestanie to być dla mnie problemem ;).

Nie oznacza to oczywiście, że PS3 jest konsolą z gruntu złą, czy też gorszą od X360. Zwyczajnie uznałem, że na ten moment nie jest to sprzęt dla mnie. Konsola Microsoftu wydała mi się bezpieczniejszą inwestycją dla pecetowca zorientowanego na gry rynku europejskiego i amerykańskiego.

Przy okazji rozmów o cenach warto byłoby wspomnieć o delikatnie rzecz biorąc niecnych praktykach handlowych, jakie prowadzą rozmaici polscy handlowcy czy też sieci sklepów. Chodzi przede wszystkim o cenę i zróżnicowanie oferowanych zestawów. W tak gorącym okresie jak ostatni tydzień przed świętami, na półkach wszelakich sklepów nie dla idiotów oraz innych siedlisk pełnych kultury stały jedynie egzemplarze X360 z najnowszym Księciem Persji. Ceny też nie zachęcały, zazwyczaj oscylując wokół tysiąca bez jednej złotówki lub większej.

Niestety, Polacy nie mogą kupować konsol w zagranicznych serwisach wysyłkowych (ograniczenia dotyczące transportu sprzętu) i być może nie znają cen na zachodzie. Gdyby wiedzieli, że za ok. 860 PLN (teraz już 900, podskoczył kurs funta) powinni dostać zestaw z 3 najnowszymi grami i dodatkowym kontrolerem, to nie wydaliby ani złotówki w polskich sklepach. Doliczmy do tego gwiazdkowe promocje, kiedy to u Brytyjczyków za powyższą cenę można było dostać zestaw z Gears of War 1 i 2, Far Cry 2 i jeszcze dwa pomniejsze tytuły (Sega Tennis, tego typu rzeczy). Już nawet nie wspominam o wyższych przeciętnych zarobkach naszych grających kolegów na wyspach, bo i bez tego sytuacja nad Wisłą jawi się jako obraz nędzy i rozpaczy.

W końcu jednak pomyślałem, że samym narzekaniem niczego nie zdziałam, wręcz tylko zniechęcę się do zakupu. Zacząłem szukać zestawu z Gears of War 2, który ponoć w paru sklepach się pojawił. Gra może i nie należy do super ambitnych, ale przynajmniej pozwala bawić się zarówno w trybie pojedynczego gracza, kooperacji jak i innych trybach sieciowych, co w porównaniu z Prince of Persia tworzyło ofertę znacznie bogatszą. Nie bez znaczenia były opowieści o usłudze Live i jej przystępności, chciałem sprawdzić jak to wygląda w praktyce. Pomyślałem również, że lepiej będzie zainwestować w wersję z twardym dyskiem. Niektóre pozycje go wręcz wymagają, a mając tylko jedną pełną grę miło by było mieć kilka dem innych tytułów.

A zatem dobrze, rozterki natury teoretycznej mamy już za sobą. W następnym odcinku skupimy się na konkretnych wrażeniach po wyciągnięciu sprzętu z pudełka.

29
grudnia

Fantasmagieria - Podcast 50 - “Wydanie specjalne: Podsumowanie roku 2008″

Podsumowanie 2008

Zapraszamy do wysłuchania i komentowania!

Ściągnij odcinek pięćdziesiąty podcastu

 Fantasmagieria - Podcast 50 [91:39m]: